niedziela, 12 sierpnia 2018

Żywot polonisty poczciwego 2 - czy polon odbiera godność, a daje udar?


  Pięć lat temu narysowałam ten kumiks, na samym początku mojej polonistycznej kariery. Jak widać, postawiona wtedy teza wciąż jest do obronienia - i naprawdę kupiłam sobie taką różową bluzę z kucykiem. Jest piękna. 
  Chociaż chyba coś się zmieniło. W końcu rysowanie pingasów to nie wszystko. Nie mówię tu o nieco większych oczekiwaniach wobec życia - pięć-sześć lat temu imprezowałam, pijąc piwo za 4 złote i zgonując na kanapie z ludźmi, z którymi łączyło mnie często tylko to piwo; ale tak żyje większość studentów. Nie do końca też mam na myśli obecne wrzeszczenie na reklamy, że chyba im od copywritera urwało. Przeprowadźmy więc badanie naukowe, jak na kogoś po jakichkolwiek studiach przystało: czy aby na pewno teza da się obronić i zamienić w fakt?

  Gdy zaczynałam polon, paradoksalnie miałam wstręt do nauki i nie znosiłam robić nic ponad to, co było konieczne. Siedzenie na uczelni do 18? Chyba was pogięło. Za to łatwo się egzaltowałam oraz podniecałam tym, jakim to ja jestem super dziwakiem, na pewno nikt nie będzie chciał ze mną gadać. Piszę esej o Sylvii Plath, taka jestem alternatywna, do tego byłam ostatnio na Awendżersach, dziwko.
 Nagle zdaję sobie sprawę, że jestem swoim największym koszmarem sprzed kilku lat. Większość zajęć sprawiała mi autentyczną przyjemność (nie licząc tych naprawdę głupich; nie jestem bezkrytyczna wobec polonu). Nauka w wakacje wcale nie była taka zła, a właściwie po pierwszym roku byłam już stale w takiej mobilizacji, by zdawać całą sesję letnią w terminie. Zmieniłam się więc w kujona - prawdziwego kujona, który czuje dreszcz ekscytacji, gdy w trakcie pisania magisterki tryby jego umysłu wznoszą się na nieznany dotąd poziom. Czyli w ciula deluxe. 
  Poza tym stałam się jednym z tych paskudnych ludzi, którzy Robią Tyle Rzeczy. Robienie Tylu Rzeczy, czyli to, co robią kujony i ludzie sukcesu, którzy na pewno są nadęci oraz finalnie i tak płaczą nocą w poduszkę. Na przykład mają pracę, od której jakimś sposobem nie dostają torsji - heloł, to PRACA, zaraz staniesz się nosaczem, którego horyzonty zaraz zawężą się do memów o piłkarzach. A tymczasem dostałam się na staż, który autentycznie mnie cieszy - no ale Żabo, memy o piłkarzach, pamiętasz?...
  Paskudni ludzie są też towarzyscy - a mi coraz lepiej idą small talki. I właściwie to fajnie się integrować - na przykład po tym, jak na scenie obejrzało was półtorej kopy ludzi. Ludzie, fuj. Przecież od tego, co pomyślą, zależy zbyt dużo. A to, że w końcu zorientowałam się, że nie nawiązuję kontaktów nie dlatego, że jestem rąbnięta - to dlatego, że wiecznie siedzę w kącie z ponurą miną... no cóż, mam dla siebie złą wiadomość. Klod sprzed pięciu lat cię nienawidzi, więc chyba jednak teza się nie obroniła.
   ...Ssij, obroniła się, a ja i tak cię kocham.
*historical Klod starts to cry*

  (No i zaczęłam nosić różowe rzeczy, tym bardziej zabijcie mnie, zanim złożę jaja)


Ekskluzywny Dodatek: skoro cofnęłam się o te parę lat, podzielę się z Wami karteczką, którą kiedyś znalazłam w Kronice Galla Anonima:



2 komentarze:

  1. Przyjemnie czytać taki optymistyczny wpis!Powodzenia,jak zawsze!


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie to cieszy i inspiruje ^ ^ Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń