poniedziałek, 26 października 2015

Kosmiczny ferment


Niby nie jestem życiową kaleką, coś tam już przeżyłam i różnymi rzeczami wypełniam życie, ale potencjalna apokalipsa zastałaby mnie w jakimś takim niezręcznym, efemerycznym momencie, gdzie na coś czekam, czegoś ważnego brak albo wciąż nie osiągnęłam większości swoich priorytetowych celów. Instytut Historyczny zabrał mi młodość, ideały i zdrowie psychiczne (coś w końcu musiało sprawić, że jestem zwyrolem) więc mimo gramolenia się w górę i tak mam poczucie obciachu, że gramolę się zbyt wolno - dlatego mym największym, kwaśnym marzeniem jest zrobienie licencjatu i zrobienie sobie miliona samojebek z dyplomem pod paszką. Mniej defetystycznie - szczerze nie mogę się doczekać, aż do niego zasiądę, aww jiss!
I do tego w sobotę kończę milion lat, imperatyw podsumowań żywota wierci mi dziurę w czaszce.

Kometa leci, wyścig z czasem, a mi po złości wkręcił się jeden z tak jakby motywujących kawałków Modern Talking: