Zamieszkałam w słynnym Mordorze. Dla niewtajemniczonych - Mordor to postindustrialna dzielnica Warszawy, którą to drzewiej jako wieś ustanowił książę Janusz I, i którego imię nijak nie sugeruje charakteru tegoż terenu. Nazwy ulic przywodzą na myśl socrealistyczne powieści Lema, bo żeby nazwać ulicę Taśmowa, Racjonalizacji, Konstruktorska albo Postępu, to trzeba być natchnionym bardzo specyficznym hurraoptymizmem. Do niedawna straszyły tu stare fabryki Zrembu i budynki typu lipsk, a obecnie zagubić się można wśród kanionów biurowców, skąd w godzinach popołudniowych następuje masowy exodus, blokujący wszystkie główne arterie okolicy i także metro. Przecina tę dzielnicę najkrótsza linia tramwajowa w mieście i na odcinku zaledwie 3 kilometrów, w 3-minutowych odstępach kursują tramwaje tak nabite do ostatka, że wyjście na stację metra przypomina uniesienie przez falę orków.
Mimo to zakątek przeze mnie zamieszkały jest całkiem przyjemny. Warunkiem koniecznym było szybkie sprawienie sobie firanki, by orki ludzie w biurowcu naprzeciwko nie umilali sobie roboty widokiem, jak szukam spodni, ale jak już się zasłoniłam, to sobie mogę tańcować. Zresztą, biurowce po bliższej styczności robią się neutralne i same w sobie nie generują żadnych emocji. Nie jest to oczywiście mieszkanie tuż pod lasem, ale na pocieszenie mam pod balkonem ogródki i też planuję picnąć sobie na parapecie jakiś mały ogródeczek. W gruncie rzeczy poza godziną 17 nie czuć, że mieszka się opodal Oka Saurona.
Nie wiem, gdzie ono dokładnie jest, ale wiem z zaufanego źródła, że chodzi do Galmoku na sushi i zakupy ze stylistą.
Niech się dobrze mieszka! A Shelobka jakaś też się tam plącze?
OdpowiedzUsuńChomik
Niech się dobrze mieszka! :D Ja mieszkam w Toruniu niedaleko osiedla zwanego Czeczenią... gdzie wieczorami regularnie wychodzą na obchód rycerze ortalionu .... nie polecam :C
OdpowiedzUsuń