Już dobra, dobra, jedziemy dalej.
Słowem wstępu - lubię czytać złe książki, z pełną świadomością, że są złe. To wbrew pozorom nawet rozwijające, bo czytając gniota i doświadczając całym jestestwem jego gniotowatości, jednocześnie mam doskonały przykład, jak nie pisać. Parę razy miałam okazję zobaczyć w książkach pomysły zbliżone do moich i przekonać się, jak bardzo są one idiotyczne, a gdy z kolei są one całkiem niezłe, to zobaczyć, jak mogą spektakularnie umrzeć poprzez złe ich zastosowanie. Można nabrać pokory, ale i się zmotywować - bo jeżeli wiekiem dojrzały, wydawany i nagradzany pisarz tak naprawdę jest tylko dobrze wypromowany, a jego dzieła przyrównać można do smętnej, acz przeciągłej serii pierdnięć, jakoś tak człowiek lepiej się czuje ze sobą.
O Mistrzu rzec muszę, że nie bardzo wiem, jak go potraktować i czy przyjąć pewien margines, hm, błędu, bo jest to
najzwyczajniej w świecie harlekin - gdzie biorąc taką powiastkę do ręki, apriorycznie już można powiedzieć na temat konstrukcji świata przedstawionego,
fabuły i kreacji postaci. Ale w sytuacji, gdy z okładki nie mruga do mnie facet w
kowbojskim kapeluszu i z klatą natartą oliwką, gdy pamiętam billboardy
reklamujące powieść pani Michalak i gdy książka otrzymuje bardzo wysokie noty
chociażby na stronie Empiku - wypada chyba rzec parę słów.
Fabuła? Ta jest jednym z
piękniejszych przykładów chwytu literackiego znanego jako BO PONIEWAŻ. Sonia,
którą poznajemy, gdy przechadza się nocą warszawskimi podziemiami, przypadkiem
zostaje świadkiem porachunków narkotykowej MAFJI (nie, nie mafii. Tutaj nie ma
niczego, co miałoby choć trochę wspólnego z mafią.) Ktoś podrzucił jej do
torebki dragi, które mają być niedługo dystrybuowane przez ową MAFJĘ. Szef
MAFJI, Raul, który "w innych okolicznościach wydałby się bardzo
pociągający", dochodzi do wniosku, że dziewczyna jest wysłanniczką
konkurencji; nakazuje więc swoim gorylom
wpakowanie Soni do samochodu, by ją niezwłocznie przesłuchać, a przy okazji trochę
sponiewierać. W czasie jazdy MAFJOZI podają jej Serum Prawdy - ktoś tu chyba
korzysta z zapasów Snejpa - i wychodzi na jaw, że nasza heroina (ha, ha) nie ma
nic wspólnego z konkurencją. Dla beki ładują w nią narkotyk o wdzięcznej nazwie
Złoty Pył, po czym zabierają ją do swojej siedziby, bo… bo ponieważ, i tam też
rozegra się obiecywana przez wydawcę Erotyczna Przygoda.
Naciągana jak skarpeta na żyrandol, jak się okazuje. Nasza heroina nie
wpadła jakoś na pomysł złapania nocnego autobusu. Złapała taksówkę, ale ta się
rozkraczyła? Taryfiarz musiał być bardzo zawzięty, skoro nie udostępnił jej
nawet numeru do dyspozytorni. Nasi MAFJOZI też jacyś tacy nieporadni życiowo -
no nie zastrzelimy takiej ładnej pani, nawet jeśli już ją przesłuchaliśmy,
łopat poza tym nie mamy, by jej truchło w lesie zakopać, nie no, weźmy ją ze
sobą, a może przesłuchamy ją jeszcze bardziej.
Krótka podróż samochodem
wystarczy, by dowiedzieć się, że wszyscy w MAFJI bardzo się lubią, szanują i
ufają. I z tego gniazda bezsensu wyjeżdżamy… nie, nie do willi na obrzeżach
Warszawy czy chociaż do Radomia. Na Cypr, kurwa.
Język taki ciekawy? Nieszczególnie. Wyglądać jak powieść to wygląda, fakt, ale styl jest w sumie przeciętny, a miejscami nieporadny - na przykład bardzo
często rzucała mi się w oczy figura "on, [wstaw imię], zrobił to i
tamto", "i ona, [wstaw imię], a nie ta dziwka!" Często
występują wtrącenia narratora, które rozładowują napięcie tam, gdzie jest ono
potrzebne, na zasadzie "jeszcze nie wiedział, że...", no i niestety,
my już wiemy. Do opisów scen erotycznych jeszcze nawiążę, dodam też, że opisy
widoków bywają całkiem niezłe (lazur nieba, glazur wody, ładne hibiskusy), choć
i one poddały się tsunami lukru, którym ta historia ocieka.
Bohaterowie tacy barwni? Nawet
kończąc już czytanie nie mogłam powiedzieć o postaciach nic ponad to, kto z kim
i jak często. To po prostu jednowymiarowe kukiełki, kalki pozbawione
indywidualnych cech, nie grzeszące w dodatku ani odrobiną rozumu. Dobrze, że
mają imiona, więc można sporządzić jako takie charakterystyki:
1. Sonia, Ta Dobra i Niewinna - jej
cnota błyszczy szczególnie na tle jej sponiewierania życiowego (martwi rodzice,
dwa lata tułania się po śmietnikach itd.). Pozbawiona instynktu
samozachowawczego, zakochuje się w swoim porywaczu, który tylko ją postrzelił,
naszprycował dragami i uwięził, ale miłość przecież nie musi być od pierwszego wejrzenia, tylko od tego drugiego lub trzeciego;
2. Raul, Ten Niegodziwy, Ale w Głębi
Duszy Dobry - główny MAFJOZO, ze swoimi podwładnymi ma bardzo koleżeńskie
stosunki. Mężczyzna doskonały. Przesadą nie będzie stwierdzenie, że wszystkie
kobiety czują Żar W Podbrzuszu na sam widok jego umięśnionego ciała. Nie potrafi kochać, szczerze to wyznaje, a czyni to wyznanie w obecności jednego z MAFJOZÓW, na tarasie
swojej wypasionej posiadłości VillaRosa. Jest Francuzem z jakże francuskim
nazwiskiem de Luca;
3. Andżelika, Roznegliżowana Sucz -
ma za zadanie uwieść Raula i wyciągnąć z niego informacje. Swój plan wprowadza
w życie poprzez uprawianie seksu z bratem Raula, noszenie sukienek, które
prawie nie istnieją i robieniem fellatio każdemu, kto się napatoczy - już nie
wnikając, czy jest to pracodawca, ochroniarz, Konkurencja lub wspomniany brat
Raula. Nie nosi majtek. Jako że Sonia ma lekko wschodnie imię, Andżelika
znajomość z nią zaczyna od pytania, czy pracowała w rosyjskim burdelu. (Bo
wiecie, kobiety dzielą się na święte madonny, dziwki i czasem stare panny, chociaą stare panny to już nawet nie kobiety są. A każda
kobieta, która lubi seks i często go uprawia, jest PODŁOM DZIWOM);
4. Vincent, Niefrasobliwy i
Podskórnie Zły - brat Raula, przystojny, ale trochę mniej niż Raul - dlatego jest Podskórnie Zły, wiadomo. Przypadkiem poznaje Andżelikę w stadninie - to znaczy nie tyle przypadkiem, co na mocy Niezbywalnego Imperatywu. Kiedy już robi jej palcówkę w czasie jazdy konnej (...sic), odbiera telefon ze słowami "Muszę odebrać, to mój brat, Raul" (bo gdy ktoś do was dzwoni, zawsze informujecie o tym poznaną przed chwilą osobę, poznaną też w sensie biblijnym, przyznajcie to). Poza tym Vincent jest bardzo dzielny, bo przy pozorowaniu strzelaniny sam strzela sobie w udo, nie obawiając się uszkodzenia tętnicy;
5. Paweł - Miły Gość, lekarz, dobry
przyjaciel Raula. Ma za zadanie uwieść Sonię. Opiekuje się nią i kupuje jej
staniki. Ale jest przecież Miłym Gościem, więc małe tere-fere z Sonią kończy się, zanim jeszcze tak naprawdę się zacznie - no, ale przynajmniej Sonia w przyszłości nie będzie taka zdziwiona widokiem penisa;
6. MAFJOZI i ŹLI MAFJOZI - no, jacyś
tam są i statystują.
Erotyka taka rozpalająca? Niestety,
o ile opisy w 50 Twarzach G. były średnio udane i z czasem zaczęły być po
prostu monotonne, tutaj mamy całkowite pandemonium.
"Oparła czoło na jego ramieniu
i patrzyła z niedowierzaniem, jak jej cipka pochłania go i wypuszcza. Jak
czerwone nabrzmiałe lśniące od soków prącie wysuwa się z niej i wbija aż po
nasadę."
"Mocniej! Rżnij mnie, fiucie,
mooocniej!"
"Lizał jak spragniony pies,
lizał jakby to była muszla pełna waniliowych lodów. Lizał tak, jakby miał za
chwilę umrzeć z pragnienia, a jej soki były jedynym napojem w zasięgu
ust..."
...Moje libido jest teraz inwalidą.
Skupię się jednak na tych aspektach
sprawy, które ostatecznie sprawiły, że niemal rzuciłam książką o ścianę - nie
zrobiłam tego tylko dlatego, bo miałam ją na czytniku, a swój czytnik lubię.
Będą spojlery, bum.
Andżelika, gdy tylko ujrzała pana na
włościach, zapragnęła go od razu zaciągnąć do łóżka; w obecności Vincenta,
swego jako-takiego partnera, zachowywała się względem Raula dość prowokująco.
Vincenta trafia szlag, zaciąga siłą dziewczynę do sypialni i gwałci. Po czym
dostajemy takie coś:
"Dziewczyna długie chwile
leżała bez ruchu z twarzą wtuloną w kołdrę, zastanawiając się, czy to był
gwałt, czy nie. Czy jednak gwałcona przeżywa kosmiczne orgazmy?"
Komentarz jest zbędny, zresztą,
jestem zbyt zajęta rzyganiem.
Vincent później gwałci Andżelikę raz
jeszcze, po czym skręca jej kark. Poważnie - nigdy nie sądziłam, że opis
skręcania karku mnie rozśmieszy, a tak właśnie było.
Jak nietrudno przewidzieć, Sonia i
Raul w końcu lądują w łożu z satynową pościelą. Niemal bezbolesny, idealny
pierwszy raz zwieńczony fantastycznym orgazmem ma miejsce tuż po tym, gdy
Paweł, wspomniany dobry przyjaciel Raula, a z czasem i Soni, zostaje wydany
Konkurencji. Nasze gołąbeczki oddają się namiętności dokładnie w tym samym
czasie, gdy Paweł jest bity kijami bejsbolowymi, kopany i rażony prądem w
genitalia - Raul dostaje nawet nagranie z tortur. Po czym idzie z Sonią
baraszkować na jachcie.
Znowu mi się cofnęło, znów nie ma
komentarza.
No i finito *big spojler*, cztery
lata po śmierci Raula zastajemy Sonię w uroczym prowansalskim domku, w którym i
tak nie zagrzeje zbyt długo, bo ŹLI MAFJOZI ścigają ją po całym świecie. Wciąż
pogrążona w żałobie, patrzy na czarnowłosego, czarnookiego chłopca, tak
podobnego do ojca, że aż serce ściska...
Okej, już tak bardzo mi się nie
zbiera, więc czas na komentarz. Gołąbeczki zatem w czasie tych kilku seksów
powołują na świat dziecię. Wiem, że zakładanie gumy nie jest szczególnie
ciekawym materiałem na opis w powieści erotycznej - w 50 Twarzach G. opis
rozrywanej "foliowej paczuszki" powtarza się z regularną dokładnością
- ale nie zmienia to faktu, w jakich okolicznościach zostaje to dziecko
poczęte. ŹLI MAFIOZI porywają Pawła, strzelaniny, zdrady, pościgi, wybuchy,
zwięźle mówiąc, sytuacja wymyka się spod kontroli, a każde z gołąbeczków,
zwłaszcza Raul, może być w każdej chwili zabite.
Czy w takim razie olanie
antykoncepcji nie jest nieodpowiedzialne i w gruncie rzeczy egoistyczne?
Ale, ale! Paweł odnajduje Sonię i
zaprowadza ją na grób Raula. Na ten widok cała boleść znika z jej serca i w
sumie... Paweł jest nawet ciachem, więc czemu nie?
*aplauz*
Nie mam nic przeciwko powieściom o
miłości ani o seksach - przede wszystkim, co kto lubi i co kogo wzrusza. Ja na
przykład bardzo lubię powieści sióstr Bronte, a po przeczytaniu Dallas '63
płakałam dziesięć minut, i płacz ten nie miał nic wspólnego z Kennedym. Błagam, nawet Kubuś Puchatek ostatnio wycisnął ze mnie łzy. Ale po zalewie epitetów w
stylu "niepokorny pal", fabule tak dziurawej jak przeciętna polska
droga, mafii, która zachowuje się jak dzieci w piaskownicy, tak zwanej miłości,
która wzięta została z tego samego miejsca, skąd przedmioty w Simsach - czyli
z dupy - ja wysiadam, i tak nie mam biletu. Do tego takie kwiatki, jak ten o
gwałcie, są po prostu obrzydliwe.
Zatem jedna prośba na zakończenie -
nie musicie wysyłać smsów o treści POMAGAM na rehabilitację mojego libido, ale
gdybyście podesłali mi tytuły powieści, opowiadań, komiksów i czegokolwiek,
gdzie seksy/miłoźdź przedstawione są zręcznie, ciekawie i ze smakiem - to
świadomość, że istnieją takie rzeczy, bardzo by mnie pokrzepiła.
Zapodałabym Wam jeszcze kawałek
promujący Poczekajkę, by oddać w pełni dramatyzm sytuacji, ale darujmy już
sobie, posłuchajmy czegoś fajnego.