Wierzcie lub nie, to pomysł mojego brata.
Zastanawiałam się, jaki na serio jest mój stosunek do walentynek, więc przeanalizowałam w myślach dostępne opcje.
- świętować, bo tak
- świętować, bo twój partner tego chce i przecież co szkodzi
- świętować, bo twój partner tego chce, ale w gruncie rzeczy tobie się nie chce
- świętować, bo każdy pretekst, by się nawalić, jest dobry
- świętować, bo każdy pretekst, by uprawiać seks, jest dobry
- świętować alternatywnie - na przykład iść z partnerem oglądać wiewiórki, zwiedzać opuszczone budynki albo zostać w domu i oglądać razem Supernatural
- świętować alternatywnie vol. 2 - zebrać towarzystwo swojej płci, nastukać się, potem iść buszować po Starym Mieście i bujać się na trzepaku jak banda specjalnej troski
- nie świętować, bo to faszystowskie, komercyjne święto wpędzające w kompleksy osoby samotne i do tego nakręcające gospodarkę sprzedażą czekolady i pluszaków produkowanych przez wyzyskiwane dzieci z Bangladeszu
- nie świętować, bo uczucia trzeba okazywać codziennie
- nie świętować, bo to sztuczne święto z dupy (jak Boże Narodzenie za czasów Piasta, ale szczegół)
- nie świętować i opluwać jadem wszystko wokół, a w głębi duszy czuć boleść, że i dzisiejsza noc będzie samotną podróżą po Fapolandzie
- nie świętować, bo za dużo dedlajnów
- nie świętować, chociaż chcesz, ale twój partner nie chce
- nie świętować, bo tak.
Po krótkim zastanowieniu stwierdziłam, że poza bujaniem się na trzepaku nic do mnie nie pasuje, bo większość walentynek spędzam u babci.
I specjalnie dla Was piękna pieśń o uczuciach, najbardziej romantyczna i szczera jaką znam.