Dziś specjalnie dla Was - wyleszczony nieumarły cyc. <3
Dla tych, którzy nie byli molestowani przeze mnie w liceum - Vincent (lub mniej pretensjonalnie Wincenty - mam raczej wywalone, jak nazywają się moje postacie) to urodzony w 1853 roku wąpierz, a zrodzon on z mieszczanina szwabskiego i matki ziemianki polskiej. Wąpierzem się ostał na skutek debilizmu stryja swego, i został uchlany przez małego, ryżego nieumarłego. Po serii katastrofalnych wydarzeń na łonie rodziny, tułał się Wincenty po świecie, póki nie zdrzemnął się na blisko 60 lat, i teraz próbuje ogarnąć kuwetę rzeczywistości z pomocą niejakiej Wiktorii (również tutaj wystąpiła).
W temacie cycków waćpan ma dość mieszane uczucia - z jednej strony jest zgorszony jak wiktoriańska matrona, a z drugiej jest zadowolony, że w obecnej epoce nie trzeba chodzić do lupanaru czy do garderoby podrzędnych aktoreczek, by sobie popatrzeć na to i owo.
Ja nie wiem, nawet jako heteroseksualna kobieta uznaję cycki za fajną rzecz, ale drażnią mnie niektóre tak zwane kobiece komiksy/grafiki, które traktują niemal jedynie o tych cyckach, fochach, rozmazujących maskarach, byciu suką, wyjebaniu na ludzi i tego typu rzeczach. Zrzędzę jak oazowa stara panna, ale przez takie przedstawienie kobiecości na kolorowe pawie mi się zbiera.
<napisała super kobieca Żaba, która lubi od czasu do czasu leżeć na podłodze i udawać biedronkę>
Ale długi komentarz, hoho!